Taki to pożyje… Pojedzie sobie w delegację albo na rotację i tyle go widzieli. A jak wróci, to z sześciocyfrową kwotą na koncie. Jednak obraz w szerszej perspektywie nie rysuje się już w tak różowych barwach.
I zwiedzi…
Taki to pożyje… Pojedzie do pracy i kawał świata zobaczy… WEDŁUG MNIE mocne uproszczenie. Co prawda mapę świata mógłby zapełnić pinezkami przypinanymi w miejscach pobytu. Lecz nie należy zapominać, że mimo wszystko jest w pracy. I że najczęściej oglądanymi z okna widokami jest port albo zupełne odludzie. Choćby bardzo egzotyczne, ale w dalszym ciągu odludzie. W warunkach atmosferycznych, które nierzadko bywają mocno skrajne. A nawet jeśli w pobliżu jest jakaś atrakcja turystyczna godna uwagi, to najczęściej brak czasu i sił na jej odwiedzenie.
Należałoby tu też wziąć pod uwagę konieczność rozłąkowego. W moim najbliższym otoczeniu większość par rządzi się schematem: dobrze, jeśli w skali roku wychodzi rachunek pół na pół dni na miejscu i tych w pracy. Nie ma znaczenia, czy po drodze akurat przypadają święta, urodziny czy inne uroczystości. A najczęściej przypadają… Jedynym, co pozostaje to dobra znajomość programów do obróbki zdjęć. W efekcie, na rodzinnych fotografiach można uzupełnić braki osobowe… A odkładając żarty na bok, to właśnie przy okazji ważnych dat najbardziej doskwiera brak drugiej połówki. Choć WEDŁUG MNIE tym, co zostają na miejscu i tak jest łatwiej. Mimo wszystko mogą spotkać się z bliskimi, mogą poczuć świąteczny klimat albo przynajmniej majestat chwili. Są bezpośrednimi uczestnikami zdarzeń, a nie jedynie ich obserwatorami po drugiej stronie ekranu.
Oczywistym w tym miejscu jest także fakt, że gros planów należy trzymać mocno na wodzy. Wszak ludowe porzekadło głosi „jak będzie w domu, to WTEDY będzie”. Li tylko wówczas ma się ostateczną i niepodważalną pewność co do daty powrotu… Wcześniej zawsze może być nie po drodze do najbliższego portu lub zmiennik się rozchoruje. Albo pojawi się jakaś choroba, która rekordzistów trzyma poza domem osiem miesięcy. A wówczas opcja możliwości anulowania rezerwacji w dniu przyjazdu okazuje się być wybawieniem nie tylko dla rodzin z dziećmi.
I odpocznie…
Taki to pożyje… Pojedzie do pracy i sobie odpocznie, psychicznie przede wszystkim. Wyśpi się, w spokoju z toalety skorzysta, jeśli w domu są małe dzieci. Bo z najmłodszymi wiadomo jak jest – pobudka bladym świtem, wszak jest już przecież jasno. Toaleta natomiast to najlepsze miejsce, aby wyjaśnić wątpliwości niecierpiące zwłoki. Ale…
Przede wszystkim zastanowić się należy, jak ciężkie bywają dni wyjazdu. Zwłaszcza, kiedy dziecko jest już świadome i włącza syrenę alarmową w momencie pożegnania. A potem tęskni. Ty zaś, choćby było Ci równie ciężko, nie możesz sobie popłakać w poduszkę, bo musisz być silna dla niego. Po drugie, jak przykre bywają momenty, kiedy co prawda nowoczesne technologie umożliwiają połączenie się na kamerkę, ale Mały Człowiek jest zajęty akurat czymś innym. Bądź jest obrażony, że tata wyjechał i nie zamierza rozmawiać…Kolejnego dnia to samo… I kolejnego… Jedyne, co pozostaje, to śledzić etapy rozwoju dziecka na podstawie filmików. Bo akurat nie udało się być w domu we właściwym momencie. Podobnie jak na uroczystościach w przedszkolu czy szkole, kolejnych urodzinach, świętach.
A i ten odpoczynek nie do końca odpoczynkiem można nazwać. Często bowiem jest tak, że praca poza granicami Polski wiąże się ze zmianowością. Zarwane nocki są tam na porządku dziennym, w przeciwieństwie do typowego, ośmiogodzinnego dnia pracy. A nawet jeśli już jest koniec zmiany, to wcale nie ma gwarancji spokojnego snu. Może być sztorm, może głośno pracować statkowy silnik, mogą akurat trwać jakieś roboty naprawcze, przez co jest niemiłosierny hałas. Wreszcie może być dzielona kabina, w której trudno o ciszę. Zwłaszcza, kiedy współlokator wraca ze swojej zmiany albo właśnie się na nią szykuje.
Taki to pożyje dopiero…
Taki to pożyje… Pojedzie do pracy i… wtedy zaczynają się perypetie zdrowotno – życiowe. A ten będący daleko dowiaduje się o nich z opóźnieniem. Choć niekiedy może to i lepiej, bo jest możliwość ugaszenia największych pożarów… Tak czy inaczej, kiedy już Ci się nie trzęsą aż tak bardzo ręce, jesteś wreszcie w stanie cokolwiek do niego napisać. Jemu natomiast pozostaje tylko czekanie z niepewnością, co przyniesie kolejny dźwięk przychodzącej wiadomości.
Czy jestem tu odosobnionym przypadkiem? Bynajmniej! WEDŁUG MNIE to musi być jedna z reguł rządzących Wszechświatem! Nie ma innej możliwości. Bowiem rozmawiając z innymi kobietami, których partnerzy czy mężowie mają pracę poza granicami kraju, dostrzegam podobne prawidłowości. Prawidłowości przejawiające się w postaci wydarzeń losowych, których krótką i ogólną listę przedstawiam poniżej.
- Zazwyczaj podczas nieobecności drugiej strony pojawia się choroba z przytupem, nierzadko kończąca się pobytem w szpitalu (check). Albo rodząca konieczność proszenia rodziców o pomoc, gdyż słabujesz tak, że wyjście do sklepu graniczy z cudem (tu również check).
- Może być również i tak, że choroba ominie dzieci lub Ciebie, ale ma za to miejsce jakiś nieszczęśliwy wypadek. Dziecko uderzy się u kant szafy czy schodów i straci przytomność. Bądź złamie sobie tak niefortunnie nogę, że koniecznym jest założenie gipsu od biodra do stopy. Tak czy inaczej, lądujesz w szpitalu.
- Alternatywą dla opisanych powyżej zdarzeń jest, że coś się psuje – pralka, zmywarka, akumulator w aucie (check). Choć tu akurat są jakieś plusy, bo przy okazji dowiesz się czegoś nowego. Jak np. na co zwrócić uwagę przy prawidłowej eksploatacji pralki lub jak we właściwy sposób zamontować z powrotem akumulator. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza może się przydać…
- Ewentualnie sąsiad zalewa cały pion w klatce (check). W moim przypadku na szczęście nie było to nic wielkiego. Jednak znam historię, w której sprawa była o wiele poważniejsza i to chwilę po generalnym remoncie.
I zarobi…
Taki to pożyje… Pojedzie do pracy i zarobi krocie… Oczywiście nie da się ukryć, że co do zasady zarobki są godne. W końcu nikt za darmo nie chciałby życia na dwa domy. Tym niemniej, jest to WEDŁUG MNIE jeden z mitów pokutujących jeszcze z czasów poprzedniego ustroju. Kiedy to za pieniądze z jednego rejsu można było postawić dom jednorodzinny. Poza tym, osoby głoszące takie teorie zwykle nie patrzą na drugą stronę medalu. Przede wszystkim – najwyższe stawki osiąga się wraz ze zdobywanym doświadczeniem i fachową wiedzą. Po drugie – żeby zarabiać na odpowiednim poziomie, trzeba również niemało wydać na różnego rodzaju kursy i szkolenia. Które oczywiście odbywają się w czasie wolnym od pracy, kosztem życia prywatnego. Które, co więcej, mogą być zorganizowane w innym mieście albo poza granicami kraju, bo tylko tam mieści się siedziba stosownej organizacji.
Zanim więc najdzie pokusa komentowania czyjegoś życia czy wyborów jako łatwych, prostych i przyjemnych, warto dobrze się zastanowić. Spojrzeć na sytuację szerzej. Czasem można dzięki temu dojść do zaskakujących wniosków. Warto też WEDŁUG MNIE posłuchać samych zainteresowanych lub osób z ich bezpośredniego otoczenia. Mnie chociażby do tej pory brzmią w uszach słowa wypowiedziane przez dziecko bliskich znajomych. Pewnego razu stwierdziło ono, że wolałoby, żeby byli biedni, ale przynajmniej wtedy tata byłby w domu… To mówi samo za siebie, czyż nie?
GARŚĆ FAKTÓW
Jak doświadczenie rodzinnej rozłąki wpływa na relacje rodzinne, zwłaszcza na kontakty z dziećmi? O tym można przeczytać w artykule Nataszy Dojczman-Łobody. Dowiedziesz się z niego chociażby takiej smutnej prawdy, że badani mieli trudności z opisaniem rodzica wyjeżdżającego zarobkowo za granicę. Dodatkowo, badanym towarzyszyło przekonanie, że w rzeczywistości nie znają tak naprawdę tego rodzica.