Zdrowie jest najważniejsze. Bez niego nic innego się nie liczy. Trzeba dbać o siebie i swoje potrzeby. Niby to wszystko wiedziałam, ale z wcieleniem tego w życie było już gorzej. Więc dostałam pstryczka w nos. Od życia właśnie.
Plany lubią się krzyżować
Za mną naprawdę trudny czas. Ostatnie pół roku, odkąd po urlopie wychowawczym znowu jestem aktywna zawodowo, nie należało do najłatwiejszych. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć nawet więcej – było piekielnie trudnych. Zaczęło się dość niewinnie… Na początku wydawało mi się bowiem, że wszystko mam pod kontrolą. W końcu nikt nie mówił, że będzie lekko, zwłaszcza jeśli postawiło się na własną działalność. Poza tym wokół siebie mam przykłady bliższych i dalszych znajomych, którym logistyka życiowa się udaje. Mając więc w głowie żywe dowody na słuszność moich spostrzeżeń, podjęłam rękawicę. Z pieśnią na ustach, że kto jak nie ja. W końcu nieraz już miałam przed sobą zadanie z pozoru awykonalne i wychodziłam z niego obronną ręką. Założyłam, że przecież mnie musi się udać – dam radę ogarnąć sprawy prywatne i połączyć je z obowiązkami zawodowymi. Najwyżej zarwę kilka nocek…
Tylko, że jak to w życiu bywa – plany lubią się krzyżować. Zawodowo, bo projekt, w który włożyłam masę czasu i energii okazał się nie tym, czego oczekiwałam. Być może nie miałam ku niemu odpowiednich predyspozycji. Być może z osobami, z którymi współpracowałam nie nadawaliśmy na tych samych falach, a rozbieżności okazały się nie do przezwyciężenia. Sprawy prywatne też nie ułożyły się do końca po mojej myśli. Co konkretnie? Może to i zabrzmi z lekka geriatrycznie, ale zdrowie. Zdrowie mnie zawiodło. A moment, w którym sobie w pełni uświadomiłam ten fakt, był kubłem zimnej wody. Niczym we fragmencie fraszki „Na zdrowie”:
Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Jan Kochanowski
Zdrowie jest najważniejsze, więc słuchaj siebie!
Miesiące mocnego niedosypiania, zbyt duża ilość obowiązków oraz zbyt ambitne podejście do nich, a także notoryczne choroby dziewczyn. Oto prosty przepis na to, aby umysł i ciało w pewnym momencie powiedziały stanowczo dość. Permanentne zmęczenie i niewyspanie, trudne emocje i myśli, z którymi nie do końca sobie radziłam, odzywające się ponownie dawne urazy. Siwe włosy, których już nie liczę i spadek wagi (choć akurat na to ostatnie specjalnie nie narzekam). No i ten wszechobecny stres… Choć może podążając tropem ostatnio przeczytanego artykułu, powinnam rozróżnić stres od zaburzeń autostresowych. Bowiem zgodnie z ustaleniami niektórych badaczy, jak chociażby amerykańskiego neuropsychoterapeuty Johna Ardena, stres traktować należy jako naturalny mechanizm, pomagający zorientować się w najistotniejszych kwestiach. Lecz w obliczu natłoku spraw, które wymagają zbyt dużych nakładów energii mechanizm ten może szwankować. Kiedy taki stan staje się normą, a stres przybiera chroniczną postać, cierpi na tym cały organizm. Czego ja byłam sztandarowym przykładem.
Dlatego tak ważne WEDŁUG MNIE jest, aby słuchać siebie i ufać temu, co podpowiada organizm (czy jak kto woli – intuicja). Bo on wie i wysyła sygnały, które wystarczy w odpowiedni sposób odczytać. Wbrew pozorom – łatwiej powiedzieć czy napisać, aniżeli zrobić. To nie jest bowiem taka prosta sprawa, to zaufanie sobie. Zwłaszcza patrząc przez pryzmat zdobytych od najmłodszych lat doświadczeń. Przecież od dzieciństwa przychodziło Tobie i mnie słuchać rodziców, czy w późniejszym etapie szkolnych nauczycieli. A i w dorosłym życiu znalazły się zawsze osoby, których autorytet robił swoje. Dlatego naturalnym jest, że zajęło mi trochę czasu opanowanie wewnętrznej komunikacji. Jednak wreszcie wydaje się, że wychodzę na prostą… Po licznych przemyśleniach i długich godzinach zastanawiania się, o co w tym wszystkim chodzi oraz jak mogę sobie pomóc. Po wielu rozmowach przeprowadzonych z życzliwymi mi osobami. W efekcie czego kolejne ważne decyzje musiały zapaść.
Światełko w tunelu
Za mną naprawdę trudna życiowa lekcja, choć całe szczęście to był tylko lekki pstryczek w nos. Obyło się bez porządnego kopa. A o tego nie trudno w moim przypadku. Bo kiedy do głosu dochodzi ambicja, potrafię się niekiedy w niej zatracić, a co za tym idzie dokręcić śrubę do oporu. Dobrze, że wówczas mogę liczyć na najbliższych. Oni potrafią w mniej lub bardziej dobitny sposób uzmysłowić mi, że mój tok rozumowania bądź sposób patrzenia na określone kwestie ma się nijak do rzeczywistości. Rozmowy z nimi często otwierają mi oczy. A kiedy dochodzi do tego zdrowy rozsądek, który co do zasady zawsze bierze górę… To w końcu widzę światełko w tunelu. I idę w jego stronę!
GARŚĆ FAKTÓW
Ku przestrodze – o wpływie stresu na zdrowie, w tym na funkcjonowanie całego organizmu oraz jego kluczowej roli w powstawaniu niektórych chorób możesz przeczytać tutaj. Natomiast z całością artykułu, o którym wspominałam w treści wpisu, możesz zapoznać się pod tym linkiem.