Grudniowy czas to magiczny czas. Przepełniony przygotowaniami, zapachami świątecznych potraw, chwilami z najbliższymi. Czas, w którym można ponownie przekonać się o prawdziwości twierdzenia, że nie ma jak rodzina.
Grudzień należy do grona tych miesięcy, które są moimi zdecydowanymi faworytami. Z resztą pisałam już trochę o tym na swoim Instagramie (zajrzyj tam w wolnej chwili, dużo się na nim dzieje). Bo w grudniu pełną parą zaczynają się przygotowania do świąt. A wtedy nawet światła samochodów czy sygnalizacja wyglądają bardziej odświętnie. Magiczny czas, który daje o sobie znać na każdym kroku. Zwłaszcza, kiedy tak jak w tym roku spadło wyjątkowo dużo śniegu jak na to, co może zaoferować Pomorze Zachodnie.
Magiczny czas przygotowań
Wracając pamięcią do czasów dzieciństwa, przed oczami stają mi obrazy jak żywe. Przede wszystkim te związane z pisaniem listu do Mikołaja. Raz nawet mi odpowiedział. Niestety w innym języku, więc nie byłam w stanie zrozumieć, o czym do mnie pisał… Ale przeżycie niezapomniane, kiedy w skrzynce na listy znalazłam jego odpowiedź. Później oczekiwanie na poranek szóstego grudnia. Przeniesie mi upominek w tym roku czy nie? Zawsze przynosił. Niektóre z nich mam do dziś – mój pierwszy portfelik, z którego korzystam do tej pory. Albo maskotka – miś śpiący na poduszce. Dziwnym trafem pachnąca dobrze znanym zapachem pościeli… Co nie wzbudziło wtedy żadnych podejrzeń. Słodka naiwności!
Nieodłącznym elementem przygotowań do świąt było również mycie szklanej zastawy. Zastawy zgromadzonej w trudach, używanej tylko na wyjątkowe okazje. Najpierw obmywanie w misce z wodą z płynem, potem płukanie w wodzie z octem, a na końcu układanie w misterne wzory do wyschnięcia na ręcznikach. Chowaniem do szafek zajmowała się mama, bo tylko ona potrafiła tak pięknie poustawiać. Ile w tym było kunsztu…
Zaraz po rytualnym wręcz myciu zastawy, przychodziła kolej na ubieranie choinki. Podwójna przyjemność, bo mogłam ubierać u siebie w domu i u babci na wsi. U babci było o niebo lepiej, bo ona dodatkowo dokupowała dużo za dużo cukierków do powieszenia na choince. A wiadomo nie od dziś, że ubieranie bywa niezwykle wyczerpującym zajęciem. Nie można przy nim WEDŁUG MNIE nie wspomóc się energetycznie i nie skosztować jednego czy pięciu cukierków. Jednak tym, co w ubieraniu było najlepsze, to fakt, że nikt nie stał nade mną i nie mówił, gdzie powiesić, żeby było symetrycznie. Oraz to, że niektóre z bombek miało więcej lat niż ja obecnie. Wieszałam je z duszą na ramieniu na honorowym miejscu. Bo za moich czasów nikt co roku nie wymieniał ozdób, żeby wpasowywały się w najnowsze trendy.
Świąteczny czas
Bo w świętach nie chodzi o te wszystkie pierniczki, światełka i prezenty. Tylko o rodzinę. O to, żeby być razem, bez tych wszystkich problemów, smutków i wyrzutów. Choć przez chwilę. (…) Z tymi, których kochamy.
Aleksandra Rak
Jeżeli miałabym podać jedno słowo, z którym kojarzy mi się Boże Narodzenie, to byłoby nim właśnie: rodzina. Bo to o nią chodzi WEDŁUG MNIE! I o wspólny czas. Czy to przy lepieniu pierogów z kapustą i grzybami. I późniejszym ich próbowaniu, takich dopiero co ugotowanych. Pamiętam jedną Wigilię, kiedy od rana razem z babcią, mamą i ciociami ulepiłyśmy ich ponad czterysta… Czas upływał nie wiadomo kiedy wśród rozmów i śmiechu. Oczywiście potem każdy zabrał ze sobą spory pakunek kapuściano – grzybowy do domu.
Czy to przy wspólnym wypatrywaniu pierwszej gwiazdki. Oczywistym jest, że w jakiś sposób prezenty musiały trafić pod choinkę. A jak to uczynić, kiedy na stanie byłam ja? Najprościej zabierając mnie na dwór, żeby wypatrywać pierwszej oznaki, przyzwalającej na zasiądniecie do stołu. Jej oraz tego, czy nie widać gdzieś na horyzoncie Gwiazdora z worem prezentów. W mojej pamięci utkwiła jedna z takich wypraw poszukiwawczych, na którą wyruszyłam wraz ze swoim wujkiem. Trochę wymarzliśmy chodząc po ośnieżonym podwórku i rozmawiając, ale gwiazdkę znaleźliśmy. A wchodząc do domu, minęliśmy się z Gwiazdorem, który wylatywał oknem od strony sadu. Żadne prośby mamy i cioci, aby na mnie poczekał nie pomogły. A ja miałam tyle pytań do niego, ech…
Generalnie święta u babci oznaczały dużo ruchu na świeżym powietrzu. Głównie za pośrednictwem wspólnych spacerów po pobliskim lesie. Mieliśmy dwie stałe trasy wędrówek. Jedna z nich przebiegała w bezpośrednim sąsiedztwie pozostałości po poniemieckim cmentarzu. Co za każdym razem przyprawiało mnie o przyspieszone bicie serca. Bowiem jako osoba, która zawsze lubiła czytać książki, miałam nad wyraz rozbujałą wyobraźnię. Na szczęście potem już było tylko lepiej. Babcia mieszkała w niewielkiej wiosce. Mało ludzi, mało domów, mało osób kręcących się po okolicy. Tym bardziej spacery po lesie miały w sobie coś bajkowego, bo nierzadko nasze ślady na śniegu były jedynymi poza zwierzęcymi tropami tu i ówdzie.
Grudniowy magiczny czas odkąd jestem mamą
Lata mijały. A wraz z nimi święta, choć nadal wyczekiwane i wciąż należące do ulubionych, traciły swój magiczny charakter. Taki, który widzi się tylko oczami dziecka. Aż do momentu, kiedy na świecie pojawiły się dziewczyny. Wraz z nimi i ich obecnością, grudzień znowu przybrał magiczne szaty. I choć tym razem to ja dbam o dopilnowanie pewnych tradycji, to mam równie wielką frajdę, wynikającą z przygotowań. A widząc zadowolenie na twarzach moich córek, kop do dalszego działania jest jeszcze większy. Na czym konkretnie skupiam się w swoich dążeniach do nadania okresowi przedświątecznemu tego niezapomnianego klimatu?
Z racji tego, że ja sama jestem mocno zapachowa, to i te zapachy odgrywają u mnie w domu niemałe znaczenie. Przede wszystkim za sprawą pierniczków i korzennego zapachu, jaki roznosi się przy ich pieczeniu. A przy których przygotowaniu mam dwie dzielne pomocniczki. Dobrze, że przy blacie kuchennym jest akurat wystarczająco miejsca, aby każda się zmieściła i wycisnęła swoje kształty. A potem koniecznie ozdobiła… Choć pierwsze pieczenia zwykle nie leżą na talerzu wystarczająco długo, aby dotrwać do fazy ozdabiania. Oprócz aromatu pierników, ale dalej w korzennym klimacie, zimową porą unosi się po domu zapach kawy z cynamonem i imbirem (gorąco polecam wszystkim miłośnikom brązowego napoju mocy). No i oczywiście zapach mandarynek. Mandarynki są niepodważalnym dowodem, że święta już za rogiem.
Tym jednak, co jest niekwestionowanym liderem w całym gąszczu przygotowań, jest przystrajanie domu. Dzięki mojej mamie, mam całkiem spory asortyment ręcznie robionych bałwanków, reniferów i krasnali. Wprost idealnych do postawienia na parapecie czy na komodzie. Z okazji Mikołajek ubieramy również choinkę. Koniecznie przy akompaniamencie świątecznych hitów, które królują na głośnikach od początku grudnia, przebijając popularnością nawet ścieżkę dźwiękową z „Krainy lodu”. Koniecznie na bogato, koniecznie z akcentem własnoręcznych ozdób. Może niekoniecznie zgodnie z najnowszymi trendami kolorystycznymi, ale i tak WEDŁUG MNIE najpiękniej.
A na święta…
Magiczny czas Bożego Narodzenia spędzimy na dwa domy – u moich rodziców i u teściowej. Będzie wieczór wigilijny przepełniony gwarem i wybuchami radości, bo u teściowej jest łącznie ośmioro dzieci. Wieczór dla nich wyjątkowy, bo związany z wizytą pewnego starszego pana z białą brodą i jego elfiej pomocniczki. Będą brzuchy pełne pysznego jedzenia, bo w żadnym z domów nikt się nie boi mieszać w garnkach. A jeszcze mój tata odkrył w sobie smykałkę do próbowania przepisów znalezionych w Internecie, dzięki czemu na stole pojawiają się śledzie w różnych odsłonach oraz piernik staropolski. Będzie odśpiewane dwukrotnie „Sto lat”, bo dwóch solenizantów świętuje dodatkowo swoje urodziny. Będą wspomnienia minionych czasów i tych innych świąt z osobami, z którymi chętnie przełamałoby się jeszcze choć raz opłatkiem. Będzie rodzinnie – tak jak WEDŁUG MNIE najlepiej!
GARŚĆ… TYM RAZEM KSIĄŻKOWO POLECAM
Wspomniałam już powyżej, że zawsze lubiłam czytać książki. Temat ten z resztą przewija się dość często w moich mediach społecznościowych. Dlatego pomyślałam sobie, że w tym wpisie, tak dla odmiany, polecę Ci książkę Barbary Supeł „Szeptanka o krasnoludkach”. Ja na nią trafiłam podczas jednej z wizyt z dziewczynami w pobliskiej bibliotece. Wypożyczyłyśmy ją i ja przepadłam. Nie dość, że napisana jest takim językiem, że czystą przyjemnością było czytanie jej, to jeszcze zawarta jest tam masa informacji dotyczących polskich / słowiańskich tradycji. Gorąco polecam!